Tak, po podróży zawsze
zostaje wiele w pamięci, ale które miejsca są „szczególne” i do których chciałoby się
wrócić od zaraz? Tak sobie myślałam i ukształtowała się moja ulubiona piątka. Gdybym
mogła poświęcić jej rok wyglądałoby to mniej więcej tak:
1. Alhambra (Granda)
– pałac na cztery miesiące
Alhambra to
jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie widziałam. Przepiękny kompleks pałacowy,
arcydzieło sztuki muzułmańskiej, mieszczące kilka obiektów (Alcazaba, pałac
Karola V i dziedzińce: Lwów i Mirtowy). Zespół powstał w XIII wieku,
rozbudowała trwała dodatkowo niemal sto lat.
Pałac to
miejsce, w którym naprawdę chciałoby się zamieszkać. Doskonale potrafię
wyobrazić sobie siebie przy kawce pod arkadami.
Jak na bajkę
przystało widoki też muszą być bajeczne, mnie zachwyciły.
Specjalnie dla
śmiałków na horyzoncie wyrasta Sierra Nevada.
Najwyższą wieżę
- Torre de la Vela zdobi dzwon.
I kulminacja
całego przedsięwzięcia – ogrody Generalife - raj dla zmysłów. Mimo tłumów codziennie
zwiedzających Alhambrę, można tu znaleźć miejsce dla siebie. Generalife
zaskakują z każdym krokiem. Przepiękne
alejki, fontanny, kwiaty, widoki i … relaks.
Do Alhambry jest
prosty dojazd – ze starówki co kilkanaście minut na miejsce chętnych dowożą
autobusy.
Co jeszcze u mnie o Granadzie: Granada. Na milę od raju.
2. Burghley
House (Wielka Brytania, okolice Stamford) –
pałac na cztery miesiące
Cecil miał
rację. I pomysł. Burghley to przepiękny pałac jego projektu, nie do
obejrzenia w jeden dzień. Ale cztery miesiące na lenia w takim miejscu chętnie
oddam. Nie pokażę Wam wnętrza pałacu, bo nie można robić tam zdjęć. A o tym, co
można spotkać w środku poczytać możesz w „Z lustrem Ci do twarzy”.
Skupmy się zatem na
tym, co dane nam na zewnątrz. Czyli którędy chadzała królowa Elżbieta I.
A którędy
jeździła konno.
I bardziej współcześnie
- ogród pełen niespodzianek, czyli znajdź rzeźbę. Buszując po parku można natknąć się na prawdziwe
dzieła sztuki. Moją ulubioną niespodzianką, trochę przerażającą jest…
Więcej
niespodzianek w „Z lustrem Ci do twarzy”.
A przy odrobinie
szczęście swoją uroczą przechadzkę dzielić będziesz z…
Po ośmiu miesiącach
jedziemy dalej.
3. Tym razem
celem jest Kefalos (Kos) i Ag. Theologos – miasteczko na miesiąc, trzy tygodnie
i 6 dni
Południe Kos,
żar leje się z nieba, zasuszone kępy trawy mogą zniechęcić do spaceru w słońcu.
Ale nie.
W drodze do
Kefalos spotykamy wdzięcznych mieszkańców.
A przyjazny gest
się przyda bo droga kręta.
Tuż przed
wjazdem do miasta.
I w samym
mieście. Na miejsce trafiamy w porze sjesty, spotykamy jedynie szydełkującą
mieszkankę. W niewielu otwartych oknach
wiszą zastygle kolorowe firany.
A tu, w co dość
trudno uwierzyć, wejście do domu. Mieszkańcy skryli się w głębi przed
południowym żarem.
Z miasta
roztacza się piękny widok na okolice.
Opuszczamy Kefalos,
przy wyjeździe starodawnym, międzynarodowym zwyczajem…
Jedziemy na
obiad do Ag. Theologos.
Jedynym
napotkanym budynkiem jest mała kapliczka.
I docieramy na
miejsce.
W restauracji
dostajemy pomieszania zmysłów. Zapachem mami nas kuchnia a widokiem – morze.
Tak więc
najpierw jemy, potem idziemy.
I tak żegnamy i
Theologos i Kefalos i Kos.
Co jeszcze u mnie o Kos: "Wyspa szczęśliwa".
I dalej, na
północny zachód…
4. Uliczkami
Wenecji – podróż na dwa miesiące
Pierwszym
wypowiedzianym przeze mnie zdaniem po przyjeździe do Wenecji było: „Chcę tu
zamieszkać”. Wprawdzie mówiłam to już wiele razy, ale wtedy miałam wrażenia, że
naprawdę w to wierzę. Wenecja ma czar niezwykły. Ja zwiedziłam ją w samą Wigilię.
Labirynt uliczek
jest magiczny. Ciasno i nie znasz drogi do domu.
Ludzie są tam
bardzo uczynni, w Wenecji nie da się nie zgubić, więc co jakiś czas prosisz o
pomoc, Wenecjanie, mimo, że kolacja w toku przemierzają z Tobą kamienne
korytarze.
A jak już
wrócisz do cywilizacji, to zaczynasz szukać portfela, jak już znajdziesz
portfel to szukasz pieniędzy, coś znajdujesz a to wciąż za mało…
I sławetna…,
choć za 50 Euro.
A teraz odrobina
dziegciu dla wszystkich, którzy wierzą w „i Ty możesz zaznać bajecznej, romantycznej,
nocnej wyprawy vaporetto po Canale Grande” :).
Trochę bujam, ale vaporetoo też buja.
Co jeszcze u
mnie o Wenecji: "Bez maski też tajemnica".
I ostatni dzień z ulubiona piątką – na wysokościach.
5. Aby zobaczyć
to, co polecam trzeba się wdrapać na Katedrę Najświętszej Marii Panny w Sewilli.
Można schodami.
Po drodze.
I na miejscu.
Kogo można
spotkać po przeciwnej stronie.
Co jeszcze u mnie o Sewilli: "Pobiegaj z kawą".
Na Sewilli
kończy się moja ulubiona piątka. Poza piątką jest jeszcze szóstka i
siódemka…ale to już inna historia.
Dzięki za
przeczytanie! Wszystkie moje zdjęcia na tym blogu (te bez podpisu) możesz
dowolnie kopiować, również do celów
komercyjnych. Jedyna prośba o zamieszczenie źródła: http://checktravel.blogspot.com/
Z tych pięciu znam tylko Sewillę - pięknie tam jest.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy umiałabym się sama ograniczyć do własnych pięciu miejsc szczerze mówiąc, nawet nie próbuję sobie robić takiej listy, bo to dla mnie za trudne :)
Tak, Sewilla jest ładna, nie zabawiłam tam zbyt długo, więc nie udało mi się zobaczyć paru miejsc, zostawię je sobie na następny raz :)
OdpowiedzUsuńDo piątki zawsze można coś dodać :)
A ja z pięciu znam 3 i zgadzam się z nimi jak najbardziej (Sewilla, Granada, Wenecja), więc wierzę, że pozostałe miejsca są równie piękne!:)
OdpowiedzUsuńAch, ta Grecja za mną chodzi i chodzi...
Grecja jest świetna, kulinarnie to dla mnie chyba nawet druga po Włoszech. Choć hiszpańskie oliwki są nie do pobicia :)
OdpowiedzUsuńW Grecji jest tak prosto, fajnie, miło i bardzo rodzinnie. Polecam :)
Choć jestem grekofilem a raczej grekofilką, powiem szczerze, że akurat wybór Agios Kefalos na Kos mnie zdziwił:) może dlatego, że nominowałabym przynajmniej 5 całych wysp:)Serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitam Olu :)
OdpowiedzUsuńKefalos na mnie zrobiło szczególne wrażenie, może dlatego, że droga doń była kręta i wyboista :).
Czułam się tam trochę oderwana od rzeczywistości :)
BYłam prawie we wszystkich miejscach, czyli czwórkę mam zaliczoną :)
OdpowiedzUsuńJa zachęcam do zwiedzenia Słowacji i Bułgarii
pozdrawiam
Aneta
Aneta :)
OdpowiedzUsuńGóry słowackie są piękne. Myślę że słowacka strona Tatr jest dużo ładniejsza niż polska. No i te dolinki...
A w Bułgarii byłam jakieś 20 lat temu, przynajmniej... Byłam "na relaksie" z zakładu pracy mojego ojca :) w Warnie. Najadłam się brzoskwiń i przeżyłam nawet małe trzęsienie ziemi. Pierwszy i póki ostatni raz w życiu.
trzęsienie ziemi?? ja we wrześniu wybieram się w okolice Warny! nie strasz...
OdpowiedzUsuńAnetko nie martw się trzęsieniem ziemi. Fakt, żyrandol się bujał, stolik jeździł po podłodze (był jednak na kółkach), ale to było dawno temu. Ciekawa jestem jak teraz wygląda Warna. Pamiętam, że na plaży sprzedawali mrożony mus truskawkowy. Jadła codziennie. To były czasy! I wczasy :)
OdpowiedzUsuń