piątek, 21 października 2011

Florencja po japońsku i nie chodzi o sushi

Jakiś czas temu wyjechałam do Florencji na stypendium językowe organizowane przez Włoski Instytut Kultury w Warszawie. Pomysł bardzo fajny, do Instytutu zgłaszają się rozmaite szkoły językowe z całych Włoch i by się wypromować pozwalają studentom Instytutu za darmo uczestniczyć w kursie. Ja wybrałam Istituto il David przy Via Vecchietti, właśnie we Florencji.
Mieszkałam całkiem niedaleko – przy Via Sant’Antonino, tuż obok placu o znaczącej nazwie Unita Italiana. 

By rozmaitych „włoskości” nie było zbyt mało dodam, że właścicielka mojego lokum miała na Imię Italia :).


Pierwszy dzień w szkole był dla mnie zaskoczeniem. I to nie ze względu na tryb inny od tego, który wiodłam w Polsce, ale na niecodzienny i niespodziewany dla mnie widok. Zaraz po wejściu ujrzałam dziesiątki oczu skośnych, twarzy uśmiechniętych, włosów czarnych i usłyszałam radośnie wypowiedziane (niemal chóralnie) zdanie: „To Ty jesteś z Polski?” :)


To ja. A 95% studentów szkoły - Japończycy. Po pierwszym wykładzie podszedł do mnie Takayuka i powiedział, że to z nim będę mieszkać. I ciekawostka – japońskie imiona męskie kończą się na „a”, natomiast żeńskie na „o” lub „e”. I od razu jest inaczej niż u nas.
Japończycy mnie zafascynowali, trochę już o nich pisałam i znam kolejny punkt na mojej liście wymarzonych podróży. 

Japończyków wcale nie jest łatwo poznać. Są szalenie uprzejmi – to prawda, niezwykle uczynni – to prawda, nadzwyczaj „prospołeczni” – to prawda, ale czy spokojni, jak się kojarzą – pozornie, pogodzeni ze sobą - chyba też pozornie…

W Japonii  jest pewna grupa zamożnych osób, które spokojnie do trzydziestki uczą się i podróżują. I ja właśnie taką grupę poznałam. I ich opinie poznałam. A są zaskakujące. Tak na przykład moi znajomi Japończycy wielbią tzw. „zewnętrzność”, to znaczy wszystko co ładne i ogólnie dobrze się prezentuje. Nie o to chodzi, że są próżni, po prostu swoje szanse życiowe postrzegają przez pryzmat „jak wyglądasz i jakie sprawiasz wrażenie”. I wiele w tym smutnej prawdy. 

Opowiadali mi wielokrotnie o swojej sympatii dla Polaków i Chorwatów, mówili, że Japończycy bardzo chętnie wyjeżdżają do Polski lub Chorwacji w poszukiwaniu żony. Ale kto wyjeżdża? Piękni, smukli, bogaci, częściej „ci z północy”, którzy mają u kobiet większe szanse. Gruby i niski szans nie ma. Próbowałam to wyprostować, opowiadałam trochę o tym, co cenimy w ludziach i mężczyznach... Cisza zapadła, kilkanaście par czarnych oczu wpatrzonych we mnie i buzie otwarte. Niemożliwe, mówili, w Japonii to nie do pomyślenia.

Spokój wewnętrzny. Próbowałam kilkakrotnie wyprowadzić z równowagi mojego współlokatora – Takayukę. Wiem, że udało mi się, ale nigdy przenigdy tego nie przyznał. Przyznała natomiast moja inna znajoma ze szkoły, twierdząc, że Japończycy są bardzo nerwowi, niepewni siebie i często nie odnajdują się w sytuacjach społecznych. Jednak nigdy tego nie okażą. Bo to źle wpływa na to jak widzą ich inni. A widzieć muszą jako szczęśliwych, spokojnych i uśmiechniętych. 

Przykro było tego słuchać, chociaż Europejczycy oczywiście takie problemy również mają. Ja jednak miałam wrażenie, że Japończycy to naprawdę szczególny naród, że są szczerze życzliwi i przejmują się losem innych ludzi. Trochę drąży ich brak przyzwolenia na słabość. 

Bądź co bądź to właśnie moi japońscy znajomi przynieśli mi owoce gdy byłam chora, gotowali mi kolacje, odwiedzali stając w progu, by nie naruszać mojej prywatności i opowiadali o tym jak spędzili dzień. I to oni witali mnie najserdeczniej po moim powrocie na zajęcia. 

My nazywamy Japończyków „społecznością gromadną”, zawsze razem. Ale wspólnie spędzane dni, posiłki i powroty do domu są bardzo przyjemne. Przyjemne jest nawet wyjadanie sobie makaronu z talerza i „przechodnie posiłki” :). W restauracji płacą również po równo, nie liczą kto ile zjadł, ile wypił i ile reszty mu się należy. To czas spędzony prawdziwie razem.  Japończycy są bardzo ciekawi świata i ludzi. Nieustannie o coś pytają. I nieustannie się dziwią :).

Uwielbiam ich bezgranicznie. Miło wspominam spędzone wspólnie chwile, wspólne kolacje, wyjadanie sobie makaronu z talerza, picie polskiej wódki po japońsku :), kolorowe zdjęcia Osaki i zostawiane w lodówce włosko – japońskie tiramisu opatrzone karteczką „per Agata”. :). 

Może i Wy macie „swoich Japończyków"?

10 komentarzy:

  1. Ja również byłam na takim stypendium z Instytutu tylko nie z Warszawy, a z Krakowa i nie we Florencji, a w Bolonii.. Było to bardzo fajne doświadczenie i chętnie pojechałabym raz jeszcze :) U mnie nie było tylu Japończyków, ale poznałam miłą parę - młode japońskie małżeństwo żyjące w Bolonii i chodzące na kurs ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. :) W Bolonii też musiało być fajnie. Te kursy są dobrym pomysłem, można za naprawdę małe pieniądze wyjechać i sporo się nauczyć. Ja też chętnie pojechałabym raz jeszcze :) Wprawdzie musiałam się nieźle nachodzić, ale cierpliwość popłaca :)

    OdpowiedzUsuń
  3. allora anche tu parli italiano ;)

    ale w tym roku nie wiem dlaczego nie ma informacji na temat stypendiów i składania wniosków.. zrezygnowali z tego? Hmm

    OdpowiedzUsuń
  4. non parlo bene... purtroppo, ma cerco sempre!

    ciekawe, teraz nie mam pojęcia czy jeszcze organizują, może mniej szkół włoskich przyznaje teraz darmowe lekcje? Bo Instytuty w Polsce nie ponoszą żadnych kosztów

    OdpowiedzUsuń
  5. no wiem, że Instytuty nie ponoszą kosztów.. przykre to troszkę, że nie ma w tym roku stypendiów bo to naprawdę wielka szansa i fajna przygoda dla wielu osób :)

    OdpowiedzUsuń
  6. to prawda, ja bardzo miło wspominam wyjazd, poznałam fajnych ludzi i sporo się nauczyłam. Oby w przyszłości powrócili do pomysłu. Mój znajomy na takim stypendium znalazł pracę w Rzymie i został, więc naprawdę ludziom może się w życiu pozmieniać :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam Cię do TAGowej zabawy :) http://olandia83.blogspot.com/2011/10/tag-tell-me-about-yourself.html Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. i u siebie i u Ciebie dziękuję przyjmuję :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Znów troszkę spamu ;) Chciałam zaprosić Cię na nową stronę mojego bloga www.olandia083.blogspot.com. Pozdrawiam!:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo dziękuję :) Przybędę chętnie

    OdpowiedzUsuń