piątek, 22 kwietnia 2011

Co wkurza nie tylko Cejrowskiego, czyli podróżniczy kwartet


Każdy ma swój (przynajmniej) kwartet podróżniczych uciążliwości. Zacznijmy od końca. Moja czwórka ukształtowała się tak:

4. Tramwaje, czyli dzień świstaka

Nie wiem jak rekrutowani są do pracy motorniczowie, ale z pewnością jedna cecha wyklucza ich z zawodu – empatia. Ty wprawdzie masz nieustającą nadzieję, że empatyczne światełko tli się w duszy motorniczego. I tak dostrzegasz tramwaj i jako ochotnik podróży przemierzasz chodnik zygzakiem, wpadasz na pasy i machasz do motorniczego by ten chwilę zaczekał. Motorniczy beznamiętnie zamyka drzwi, mimo, że światło wciąż jest czerwone. Wysyłasz intensywnie znaki, że chyba nie zrozumiał, bo ty chcesz wsiąść. On spogląda na ciebie chłodno i odwraca głowę. Wszystko w ruchu spokojnym i majestatycznym.
Z zadziwiająca precyzją powielasz tę czynność w nieskończoność. Następnym razem gdy zobaczysz tramwaj również przebiegniesz przez chodnik zygzakiem, przemierzysz pasy i będziesz natarczywie machać do motorniczego. I znów on popatrzy na ciebie a ty na niego, on odjedzie, ty zostaniesz.
Szczególnie silną odmianę tego trendu dostrzegłam w Warszawie.
3. Piaggio w oczach

Nie znasz dnia ani godziny kiedy śmierć pod postacią brzęczącego piaggio zajrzy ci w oczy. Dla Włochów światła na drodze to jedynie sugestia, tak więc zielone oznacza pędź, pomarańczowe – przyspiesz, żeby zdążyć przed czerwonym, a czerwone…dobrze komponuje się z soczystą zielenią słonecznej Florencji. Odradzam pieszym spacer po mieście ze słuchawkami w uszach, odradzam nagłe zmiany trasy, nagłe zatrzymywanie się i przyspieszanie. Odradzam wybieganie ze sklepów i bram, odchylanie się na przystanku i spontaniczne wyglądanie zza winkla. Nieustraszeni mogą z piaggio się zmierzyć. 

2. Kasowa maszynka

Bardzo powszechne są automaty z wszelakimi produktami w rozmaitych miejscach. I tak na przykład we Włoszech obcokrajowiec głodny acz szczęśliwy, bo właśnie znalazł batonik podchodzi do automatu i wybiera upragnioną przekąskę za 1 euro, wrzuca 5 euro i czeka. I czeka. Nic się nie dzieje i nic się nie zdarzy. Automat resztę zachowa dla siebie, czyli świetny pomysł na biznes. To samo jest w toaletach. Stoisz przed maszynką i czekasz, wszyscy zdążą już wejść i wyjść zanim się zorientujesz, że musisz skorzystać za 25 zł.

1. Turecki marketing

Zaraz po zejściu z pokładu statku otacza cię gromadka uśmiechniętych tureckich twarzy. Początki są subtelne, myślisz sobie, że to taka delikatna zachęta do zakupu. Kilka kroków dalej ciśnienie wzrasta bo wzrasta liczba tureckich promotorów. Przebić się trudno, najlepiej nie patrzeć w oczy. Czy kupisz owoce, święte kamienie, złoty (!) naszyjnik, równie złoty zegarek albo zdjęcie ciebie samego i jeszcze przez ciebie zrobione. Po godzinnym spacerze zasycha ci w ustach więc szukasz sklepu. Sklepów jest sporo, cen nie widać żadnych. Dlaczego? Bo cena zależy od narodowości. I tak mi - Niemce proponowano 2 euro za wodę 0,3l., ale Polce już 1 euro. Pomyślałam, ze podam się za Ukrainkę i skutek był zachwycający – 50 eurocentów! Ale zawsze usłyszysz: po równo dla wszystkich Jeśli uda ci się kiedykolwiek nic w Turcji nie kupić to cię osobiście po turecku ozłocę.


Ale czy zamieniłabym podróż z kwartetem na podróż bez kwartetu? Nigdy…


P.S. I jeszcze jedno - z innej beczki, więc nie na liście. Popularne ostatnio słowo "sklaryfikuję". Czy nie można po prostu wyjaśnić? Albo "forward". O ile "zrobię forward" nie nastręcza trudności, o tyle "przeforwarduję" plącze niektórym język. Nie byłoby prościej przesłać? Klaryfikację ci przeforwarduję. Bez tego mogłabym żyć.





Dzięki za przeczytanie!



2 komentarze:

  1. Choć u mnie nie ma autobusów to u panów kierowców takie zachowanie także jest widoczne. Ostatnio jak każdy dobrze wie, było zimo, lód na chodnikach to norma, a ja widze, że właśnie autobus mi jedzie no to siup nogi w zapas. Biegłem ile sił w nogach, na lodzie pośliznąłem się z dwa razy, a pan kierowca ślepy nie jest i dobrze widział, ze nie wybiegłem sobie z plecakiem na poranny jogging. Dobiegam do autobusu i bum... co dalej było to trzeba było przeczytać na moim blogu na który serdecznie zapraszam http://owszystkimioniczym-alvaro.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Alvaro, niestety, trzeba by się chyba urodzić w innym kraju wśród bardziej życzliwych motorniczych i kierowców autobusów... Póki co jesteśmy na straconej pozycji. A z zaproszenia chętnie skorzystam :)
    Miłego weekendu :)

    OdpowiedzUsuń