czwartek, 11 sierpnia 2011

Kaplonka ledwo widziana

Będąc na Słowacji sporo jeżdżę na rowerze. Po małych miasteczkach i wsiach jeździ się świetnie –  drogi całkiem puste i jak na rower – szerokie. Nieco gorzej w górach. Najtrudniejsze są ni to drogi ni to ścieżki, czyli asfalt naszpikowany wyrwami na głębokość koła. Gdy kończy się asfalt jest już znacznie łatwiej. 


Ruszam w góry, najpierw łagodnie, trzymam się szlaku, potem trochę trudniej, przez błoto, ale trzymam się szlaku. Nadal trudno, ale trzymam się szlaku. W pewnym momencie nie tylko zrobiło się bardzo trudno, ale i ścieżka zniknęła. Pomyślałam, że to niemożliwe, żebym zjechała ze szlaku, bo przecież uważnie patrzyłam. 


Zjechałam ze szlaku, przynajmniej nie chodzi o to, że mam kiepską kondycję. Rozpoczęłam poszukiwania szlaku albo Słowaków. Znalazłam Słowaków. Pytam którędy do Rajeckich Teplic, bo przez górę dziś chyba nie przejadę. „Pani jedzie na kaplonkę (kapliczkę), tam na dole jest taki biały punkt – to jest kaplonka”. 

Patrzę, oceniam. Spadek 45 stopni, same drzewa i korzenie, czyli na łeb na szyję, prosto na kaplonkę… Powiedziałam uprzejmym panom, że to chyba niemożliwe. Popatrzyli na mnie, uśmiechnęli się i odpowiedzieli: „A pani pewnie z Polski? I to jeszcze z Warszawy? Nikt z Warszawy jeszcze tędy nie zjechał”. Hmmm. Pomyślałam – może zjechał, ale nie dojechał… Panowie pokazali mi ścieżkę, którą mogłam trafić do Rajeckich. Skończyło się szczęśliwie, bez kaplonki ale z poczuciem porażki i miastowości moich rowerowych wypraw :). 

Następnym razem zjadę na kaplonkę. Następnym razem na pewno :).  

Dzięki za przeczytanie! 

8 komentarzy:

  1. to życzę powodzenia przy następnej próbie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ola dzięki :) Ładnie podpuszczasz ;) Wrócę tam i zjadę z tej góry! Nauczę Słowaków co potrafią warszawiacy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. :) Z takim wsparciem walka o honor warszawskich rowerzystów idzie łatwiej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Szalejesz na całego ;-) Ale Ci dobrze!

    Życzę udanego kuchcikowania, cieszę się, że moej przepisy Ci się przydają ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. A po moich rowerowych szaleństwach udało mi się nawet zdobyć na dwa miesiące kołnierz na szyję :) Ale za to jakie miałam wrażenia jak leciałam...

    Oj przepisy się przydają :) Teraz wykorzystam serek. Mam nadzieję, że mi się nie rozleci. Coraz lepsza jestem w gotowaniu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ci z Warszawy maja jakiś feler? :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Warszawiacy feler? W życiu ;) Słowacy chcieli nas po prostu z górki zepchnąć :)

    Powiedzieli, że gubimy się w lesie i gubimy się w górach. I że sapiemy i zipiemy, jakbyśmy o życie walczyli, a to tylko góry. I te luksusy, których wymagamy ...:)
    E tam, przesada :)

    Słowacy są fajni. Najbardziej rozbawiło mnie tłumaczenie menu na polski: "Smacznego posiłku życzy kolektyw lokalu". Nie wiem kto im to tłumaczył. Warszawiacy ;)

    I witam Ewa serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń