Będąc na Słowacji sporo jeżdżę na
rowerze. Po małych miasteczkach i wsiach jeździ się świetnie – drogi całkiem puste i jak na rower – szerokie.
Nieco gorzej w górach. Najtrudniejsze są ni to drogi ni to ścieżki, czyli
asfalt naszpikowany wyrwami na głębokość koła. Gdy kończy się asfalt jest już
znacznie łatwiej.
Ruszam w góry, najpierw łagodnie,
trzymam się szlaku, potem trochę trudniej, przez błoto, ale trzymam się szlaku.
Nadal trudno, ale trzymam się szlaku. W pewnym momencie nie tylko zrobiło się
bardzo trudno, ale i ścieżka zniknęła. Pomyślałam, że to niemożliwe, żebym
zjechała ze szlaku, bo przecież uważnie patrzyłam.
Zjechałam ze szlaku, przynajmniej nie
chodzi o to, że mam kiepską kondycję. Rozpoczęłam poszukiwania szlaku albo
Słowaków. Znalazłam Słowaków. Pytam którędy do Rajeckich Teplic, bo przez górę
dziś chyba nie przejadę. „Pani jedzie na kaplonkę (kapliczkę), tam na dole jest
taki biały punkt – to jest kaplonka”.
Patrzę, oceniam. Spadek 45 stopni, same
drzewa i korzenie, czyli na łeb na szyję, prosto na kaplonkę… Powiedziałam
uprzejmym panom, że to chyba niemożliwe. Popatrzyli na mnie, uśmiechnęli się i
odpowiedzieli: „A pani pewnie z Polski? I to jeszcze z Warszawy? Nikt z
Warszawy jeszcze tędy nie zjechał”. Hmmm. Pomyślałam – może zjechał, ale nie
dojechał… Panowie pokazali mi ścieżkę, którą mogłam trafić do Rajeckich.
Skończyło się szczęśliwie, bez kaplonki ale z poczuciem porażki i miastowości
moich rowerowych wypraw :).
Następnym razem zjadę na kaplonkę.
Następnym razem na pewno :).
Dzięki za przeczytanie!
to życzę powodzenia przy następnej próbie ;)
OdpowiedzUsuńOla dzięki :) Ładnie podpuszczasz ;) Wrócę tam i zjadę z tej góry! Nauczę Słowaków co potrafią warszawiacy :)
OdpowiedzUsuńi tak trzymaj ;)
OdpowiedzUsuń:) Z takim wsparciem walka o honor warszawskich rowerzystów idzie łatwiej :)
OdpowiedzUsuńSzalejesz na całego ;-) Ale Ci dobrze!
OdpowiedzUsuńŻyczę udanego kuchcikowania, cieszę się, że moej przepisy Ci się przydają ;D
A po moich rowerowych szaleństwach udało mi się nawet zdobyć na dwa miesiące kołnierz na szyję :) Ale za to jakie miałam wrażenia jak leciałam...
OdpowiedzUsuńOj przepisy się przydają :) Teraz wykorzystam serek. Mam nadzieję, że mi się nie rozleci. Coraz lepsza jestem w gotowaniu :)
Ci z Warszawy maja jakiś feler? :))
OdpowiedzUsuńWarszawiacy feler? W życiu ;) Słowacy chcieli nas po prostu z górki zepchnąć :)
OdpowiedzUsuńPowiedzieli, że gubimy się w lesie i gubimy się w górach. I że sapiemy i zipiemy, jakbyśmy o życie walczyli, a to tylko góry. I te luksusy, których wymagamy ...:)
E tam, przesada :)
Słowacy są fajni. Najbardziej rozbawiło mnie tłumaczenie menu na polski: "Smacznego posiłku życzy kolektyw lokalu". Nie wiem kto im to tłumaczył. Warszawiacy ;)
I witam Ewa serdecznie :)