czwartek, 1 września 2011

Pogorzelica - po naszemu

Nadszedł czas na wieści z Pogorzelicy. 


Nad naszym morzem byłam całe wieki temu i sama byłam ciekawa jakie będą moje wrażenia. Pamiętałam, że kiedyś kiedyś, dawno dawno temu było chłodno, wiało i padało. 
I to się nie zmieniło, ale też nie przypuszczałam, że morze może się zmienić. Ale, oczekując już trochę mniej atrakcji wieczornych niż przed laty :), a więcej dziennych, dostrzegłam urok tego miejsca.


Naprawdę miałam co robić i przy okazji czułam się bezpiecznie i swojsko.  Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że za granicą pozostaję czasami w stanie "czuwania", bo jednak bądź co bądź nie jestem u siebie. Tu było inaczej, znam wszystko doskonale, więc lekko migającą lampkę mogłam na czas jakiś wyłączyć. Moi sąsiedzi również  wyłączyli i stracili rower. Ale jednak to też jest swojskie. Mamy słabość chyba zwłaszcza do rowerów.

Dużej, duuużej atrakcji dostarczali mi kochani siostrzeńcy :), przy których nie da się nudzić. Zosia jeździ konno już od paru lat, a Janek upodobał sobie windsurfing, więc miałam okazję trochę poobserwować ich w akcji. 

Rozrywką stałą, bardzo przyjemną jest mini hokej (na stole). Niesamowita sprawa, chcesz czy nie chcesz na pewno się wciągniesz. Na stoły można się natknąć wszędzie, również w okolicznych miejscowościach, więc zdaje się, że nasz nadmorski sport – i bardzo dobrze. Plus rowery i quady do wypożyczenia na miejscu.

Pogorzelica jest odnowiona, odświeżona i mniej komercyjna niż Niechorze i Rewal. Chociaż ceny są potwornie wysokie (czasami dwukrotnie wyższe niż w Warszawie) to można sobie łatwo z tym poradzić wybierając Biedronkę zamiast sklepiku na miejscu. 

Czas płynie wolno, myśli spokojne, oddech głęboki. Całkiem fajne jest to nasze polskie morze. 

I wejście na plażę.


Pierwszego i drugiego dnia było bardzo wietrznie. I dzięki temu udało nam się zobaczyć wysokie jak na nasze morze fale.



Potem było już trochę spokojniej.






W ciągu dnia czasami chodziliśmy na pyszne słodkości do "Świata lodów" w Niechorzu. Droga  bardzo przyjemna.




W samej Pogorzelicy jest stadnina koni. Konne wyprawy nad morze wczesnym rankiem są bardzo kusząco. 


I gwiazda – Zosia na koniu.


Najpiękniejszy i nasz ulubiony – Celcjusz. 


Twórczość własna – po kolei Pusia, smok i żółw.




Zachód słońca niezmiennie wygląda przecudnie.




Niezmiennie również można kupić wszystko tego, czego później nie będziesz potrzebował :). 

Wrócę jeszcze do wspomnień  z Pogorzelicy i powiem Wam  co ciekawego widzieliśmy w Rewalu i jakie cudo kryje Trzęsacz.

Dzięki!

8 komentarzy:

  1. oooo, stadnina koni w Pogorzelicy?? cudnie, uwielbiam jazdę konną :D szkoda, że w tym roku nie udało nam się tam wybrać... ale w przyszłym, koniecznie muszę :) czekam na fotki z Trzęsacza. Jestem ciekawa, czy ta jedna ściana na klifie jeszcze stoi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie pamiętam już kiedy byłam na wakacjach w Polsce, omijając wyjazdy na weekend czy wypad na 3 dni... Ale nie żałuję jakoś.. polskie morze mnie nie ciągnie.. Jeżeli w Polsce to wolę zwiedzić jakieś miasta typu Kraków czy Wrocław :) ale może kiedyś jeszcze wybiorę się nad Bałtyk!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ściana stoi :) Trzyma się :) Pokażę zdjęcia, Trzęsacz w ogóle jest zadbany i ma śliczną plażę.

    A stadnina jest świetna, można zamówić sobie lekcje albo jazdę samodzielną no i teren. Organizują też obozy jeździeckie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Asia, powiem Ci, że ja nabrałam sporo sympatii do Bałtyku po moim wyjeździe. Pewnie będę jeździła nad nasze morze trochę częściej niż raz na 15 lat :).

    Wrocław uwielbiam, ma niesamowity klimat...Chociaż na pierwszym miejscu chyba zawsze będzie dla mnie Toruń, gdzie studiowałam parę lat. Poznań też jest ładny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnie zdjęcie kojarzy mi się ze sklepami na ulicy Ataturka w Alanya :P kupiłam sobie karty do gry ze zdjęciami z Turcji w jednym z nich :)

    OdpowiedzUsuń
  6. :) wierzę :) ja też miałam podobne skojarzenia. Chyba bijemy Turków w różnorodności gadżetów :) W Pogorzelicy prym wiodą peruki za dychę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakoś wolę jednak karty od peruki w dziwnym kolorze :) ostatnio troszkę mi przeszło z gadżetami.. kiedyś kupowałam tego więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja mam do tej pory gadżeciarskie zapędy. Wprawdzie peruki nie kupiłabym :), ale biżuterięwszelaką, więc zawsze coś dojrzę.
    A nawiasem mówiąc zdjęcie w peruce kosztuje 5 zł a sama peruka 10. hmmm

    OdpowiedzUsuń