piątek, 30 września 2011

Lizbona zmienną jest

Wraz z pierwszymi promieniami słońca zawitałam w Lizbonie. 


W informacji na lotnisku można dostać mapę z zaznaczonymi wszystkimi liniami autobusowymi, tramwajowymi i metrem. Pod tym względem Lizbona jest świetnie zorganizowana, na samym lotnisku można kupić za 3,5 euro całodzienny bilet na linię Aerobus, która w prostej linii dociera nad ocean. Po mieście jeździ mnóstwo otwartych autokarów turystycznych z wirtualnym przewodnikiem. Jeśli macie bardzo mało czasu warto z tego skorzystać, by szybko się przemieścić i nie szukać wieży, starówki itd w obłędzie. Ja skorzystałam, koszt dwugodzinnej przejażdżki to od 15 do 20 euro zależnie od trasy.
Ale od początku, mimo, że do Lizbony trafiłam na samym końcu mojego portugalskiego wyjazdu.

7:00 lotnisko w Lizbonie, szybko po mapę i do Aerobusu. Pół godzinę później byłam już nad oceanem, przy Cais de Sodre.


Przywitała mnie kompozycja zapachu przeszywająca trzewia. Trochę piwa, trochę ryb i trochę moczu. Wbija się w nozdrza na ładnych parę godzin. Można się przyzwyczaić, choć pierwszą moją myślą było: „Czy oni powariowali??? Szkoda piwa!” :). 

Pierwszy widok był dość smutny, gromadki narkomanów włóczących się bez celu, kilkoro bezdomnych śpiących nad samym oceanem, brudne ulice, ściany obdrapane. Nieco żywsze duchem okazały się niedob(p)itki sobotniej imprezy. 


Powoli zaczyna się dzień, słońce coraz wyżej. Wprost z wąskich uliczek wychodzę na ogromny skwer, na którym toczy się inne życie. Wraz z wybiciem dziewiątej pojawia się pierwszy rowerzysta i pierwsi amatorzy sportu. Budzą się sportowcy, budzą się turyści.


Lizbończycy rozkładają więc stoliki z upominkami. 

 
Mimowie wskakują w kamasze by dzielnie kucać aż do zachodu słońca.


Witryny w górę. 





Śpiewacy w rząd.


Grajkowie pod ścianę.


Stoliki pokryte świeżą zielenią przyciągają wzrok i kuszą do wyciągnięcia na nich zmęczonych łapek.
Kelnerzy już nie tak zachęcający, więc niecierpliwych czekają częste przesiadki.

Portugalki wyglądają z okien, co mi przypomina kawał o dziadku wystawianym na balkon przed comiesięczną wypłatą emerytury. Hmmm…


Zagadka. Znajdź żywą Portugalkę – kieruj się praniem.


Przed żarem południowego słońca można uciec w spokojne wody fontanny na placu Dom Pedro IV.

Deptak przy placu Dom Pedro IV pokryto „falującymi” płytkami. Musiałam przeciągnąć stopą po kilku z nich by się upewnić, że to jedynie złudzenie :). Konsternację wytłumaczyłam nieprzespaną nocą. 


Kierując się na północ „natknęłam się” na teatr Eden i plac Restauradores, dzięki którym miałam okazję poznać nowoczesną stronę Lizbony. 


Na zakończenie plac Dom Pedro IV w pigułce.


Lizbona - po staremu, po nowemu, na brudno i na czysto. Na pusto i gęsto, na ciasno i szeroko. W Lizbonie spędziłam wprawdzie zaledwie jeden dzień, ale uwiodła mnie jej zmienność. Z każdym krokiem, każdą górką podobała mi się coraz bardziej. 

Niebawem o Lizbonie trochę więcej i trochę bliżej, o tym jak wygląda Lizbona zanim ruszą ekspresy ze świeżą kawą.
Ale wcześniej - urocze Algarve. i co nieco po naszemu.
 
Zapraszam :)

Dzięki!

8 komentarzy:

  1. Lizbona! Super! Moje ukochane miasto :)))

    Jedna rzecz - przy Cais do Sodre to jest jeszcze rzeka Tag, ocean zaczyna się dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, racja, to Tag :)
    Lizbona jest cudowna, ja też ją polubiłam. Nie widziałam Lizbony wieczorową porą, ale wszystko przede mną :)
    Za to rano, zanim pojawią się tłumy naprawdę fajnie jest pochodzić uliczkami. Jest trochę zaniedbana, ale przez to ma dużo uroku, chociaż mieszkańcy patrzą na to pewnie inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, na pierwszy rzut oka prawie jak w Polsce ;D Pięknie tak musi być w realu. Dzięki Tobie choć w namiastce poznałam Lizbonę :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Sikorka, to cieszę się :)
    Jest rzeczywiście cudnie. W Portugalii złapałam oddech po majowych tureckich naciskach turystycznych :) Czasami przypominało mi się nasze dawne społem i "Czego??? ... Pani sobie życzy?..." W Portimao dość często spotykałam się z tym, także trochę inaczej, ale spoko. A do Lizbony na pewno wrócę, czuję duuuży niedosyt.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za komentarz, właśnie odkryłam dzięki temu tego bloga:)
    Dziwny taki mix biedy, ciemnej strony życia i turystyki, ale widzę, że kolejna osoba wpadła w sieci Portugalii:) Fajnie opisane:)pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej Ola :), fajnie, że przyszłaś :)
    Tak, Lizbona jest "z kontrastem", bardzo mi się podobała dzięki temu. Rano z upływem godzin znikali bezdomni, a w ich miejsce pojawili się turyści. Trochę dziwnie, bardzo smutny obrazek rano, a potem trochę inny świat.

    OdpowiedzUsuń
  7. Śliczne miejsca :) Mam nadzieję, że mnie również uda się kiedyś wybrać do Portugalii i odwiedzić Lizbonę! Piękne żywe kolory :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Asiu, kolory są rzeczywiście naprawdę imponująco żywe. Musiałam w aparacie zmniejszyć kontrast i jasność, bo słońce i żółć lizbońska to była za wiele :)

    OdpowiedzUsuń