Wraz z
pierwszymi promieniami słońca zawitałam w Lizbonie.
W informacji na lotnisku
można dostać mapę z zaznaczonymi wszystkimi liniami autobusowymi, tramwajowymi
i metrem. Pod tym względem Lizbona jest świetnie zorganizowana, na samym
lotnisku można kupić za 3,5 euro całodzienny bilet na linię Aerobus, która w
prostej linii dociera nad ocean. Po mieście jeździ mnóstwo otwartych autokarów
turystycznych z wirtualnym przewodnikiem. Jeśli macie bardzo mało czasu warto z
tego skorzystać, by szybko się przemieścić i nie szukać wieży, starówki itd w
obłędzie. Ja skorzystałam, koszt dwugodzinnej przejażdżki to od 15 do 20 euro
zależnie od trasy.
Ale od początku,
mimo, że do Lizbony trafiłam na samym końcu mojego portugalskiego wyjazdu.
7:00 lotnisko w Lizbonie, szybko po mapę i do
Aerobusu. Pół godzinę później byłam już nad oceanem, przy Cais de Sodre.
Przywitała mnie
kompozycja zapachu przeszywająca trzewia. Trochę piwa, trochę ryb i trochę
moczu. Wbija się w nozdrza na ładnych parę godzin. Można się przyzwyczaić, choć
pierwszą moją myślą było: „Czy oni powariowali??? Szkoda piwa!” :).
Pierwszy widok
był dość smutny, gromadki narkomanów włóczących się bez celu, kilkoro
bezdomnych śpiących nad samym oceanem, brudne ulice, ściany obdrapane. Nieco
żywsze duchem okazały się niedob(p)itki sobotniej imprezy.
Powoli zaczyna
się dzień, słońce coraz wyżej. Wprost z wąskich uliczek wychodzę na ogromny
skwer, na którym toczy się inne życie. Wraz z wybiciem dziewiątej pojawia się
pierwszy rowerzysta i pierwsi amatorzy sportu. Budzą się sportowcy, budzą się
turyści.
Lizbończycy
rozkładają więc stoliki z upominkami.
Mimowie wskakują
w kamasze by dzielnie kucać aż do zachodu słońca.
Witryny w górę.
Śpiewacy w rząd.
Grajkowie pod
ścianę.
Stoliki pokryte
świeżą zielenią przyciągają wzrok i kuszą do wyciągnięcia na nich zmęczonych
łapek.
Kelnerzy już nie
tak zachęcający, więc niecierpliwych czekają częste przesiadki.
Portugalki
wyglądają z okien, co mi przypomina kawał o dziadku wystawianym na balkon przed
comiesięczną wypłatą emerytury. Hmmm…
Na zakończenie
plac w pigułce.
Lizbona - po
staremu, po nowemu, na brudno i na czysto. Na pusto i gęsto, na ciasno i
szeroko. W Lizbonie spędziłam wprawdzie zaledwie jeden dzień, ale uwiodła mnie
jej zmienność. Z każdym krokiem, każdą górką podobała mi się coraz bardziej.
Niebawem o
Lizbonie trochę więcej i trochę bliżej, o tym jak wygląda Lizbona zanim ruszą ekspresy ze świeżą kawą.
Ale wcześniej - urocze Algarve. i co nieco po naszemu.
Zapraszam
:)
Dzięki!
Lizbona! Super! Moje ukochane miasto :)))
OdpowiedzUsuńJedna rzecz - przy Cais do Sodre to jest jeszcze rzeka Tag, ocean zaczyna się dalej ;)
Tak, racja, to Tag :)
OdpowiedzUsuńLizbona jest cudowna, ja też ją polubiłam. Nie widziałam Lizbony wieczorową porą, ale wszystko przede mną :)
Za to rano, zanim pojawią się tłumy naprawdę fajnie jest pochodzić uliczkami. Jest trochę zaniedbana, ale przez to ma dużo uroku, chociaż mieszkańcy patrzą na to pewnie inaczej.
Tak, na pierwszy rzut oka prawie jak w Polsce ;D Pięknie tak musi być w realu. Dzięki Tobie choć w namiastce poznałam Lizbonę :D
OdpowiedzUsuńSikorka, to cieszę się :)
OdpowiedzUsuńJest rzeczywiście cudnie. W Portugalii złapałam oddech po majowych tureckich naciskach turystycznych :) Czasami przypominało mi się nasze dawne społem i "Czego??? ... Pani sobie życzy?..." W Portimao dość często spotykałam się z tym, także trochę inaczej, ale spoko. A do Lizbony na pewno wrócę, czuję duuuży niedosyt.
Dzięki za komentarz, właśnie odkryłam dzięki temu tego bloga:)
OdpowiedzUsuńDziwny taki mix biedy, ciemnej strony życia i turystyki, ale widzę, że kolejna osoba wpadła w sieci Portugalii:) Fajnie opisane:)pozdrawiam
Hej Ola :), fajnie, że przyszłaś :)
OdpowiedzUsuńTak, Lizbona jest "z kontrastem", bardzo mi się podobała dzięki temu. Rano z upływem godzin znikali bezdomni, a w ich miejsce pojawili się turyści. Trochę dziwnie, bardzo smutny obrazek rano, a potem trochę inny świat.
Śliczne miejsca :) Mam nadzieję, że mnie również uda się kiedyś wybrać do Portugalii i odwiedzić Lizbonę! Piękne żywe kolory :)
OdpowiedzUsuńAsiu, kolory są rzeczywiście naprawdę imponująco żywe. Musiałam w aparacie zmniejszyć kontrast i jasność, bo słońce i żółć lizbońska to była za wiele :)
OdpowiedzUsuń