Każdy ma swój (przynajmniej) kwartet podróżniczych
uciążliwości. Zacznijmy od końca. Moja czwórka ukształtowała się tak:
4. Tramwaje, czyli dzień świstaka
Nie wiem jak rekrutowani są do pracy
motorniczowie, ale z pewnością jedna cecha wyklucza ich z zawodu – empatia. Ty
wprawdzie masz nieustającą nadzieję, że empatyczne światełko tli się w duszy
motorniczego. I tak dostrzegasz tramwaj i jako ochotnik podróży przemierzasz
chodnik zygzakiem, wpadasz na pasy i machasz do motorniczego by ten chwilę
zaczekał. Motorniczy beznamiętnie zamyka drzwi, mimo, że światło wciąż jest
czerwone. Wysyłasz intensywnie znaki, że chyba nie zrozumiał, bo ty chcesz
wsiąść. On spogląda na ciebie chłodno i odwraca głowę. Wszystko w ruchu
spokojnym i majestatycznym.
Z zadziwiająca precyzją powielasz tę
czynność w nieskończoność. Następnym razem gdy zobaczysz tramwaj również
przebiegniesz przez chodnik zygzakiem, przemierzysz pasy i będziesz natarczywie
machać do motorniczego. I znów on popatrzy na ciebie a ty na niego, on
odjedzie, ty zostaniesz.
Szczególnie silną odmianę tego trendu
dostrzegłam w Warszawie.
3. Piaggio w oczach
Nie znasz dnia ani godziny kiedy śmierć
pod postacią brzęczącego piaggio zajrzy ci w oczy. Dla Włochów światła na
drodze to jedynie sugestia, tak więc zielone oznacza pędź, pomarańczowe –
przyspiesz, żeby zdążyć przed czerwonym, a czerwone…dobrze komponuje się z
soczystą zielenią słonecznej Florencji. Odradzam pieszym spacer po mieście ze
słuchawkami w uszach, odradzam nagłe zmiany trasy, nagłe zatrzymywanie się i
przyspieszanie. Odradzam wybieganie ze sklepów i bram, odchylanie się na
przystanku i spontaniczne wyglądanie zza winkla. Nieustraszeni mogą z piaggio
się zmierzyć.
2. Kasowa maszynka
Bardzo powszechne są automaty z
wszelakimi produktami w rozmaitych miejscach. I tak na przykład we Włoszech obcokrajowiec głodny acz szczęśliwy, bo właśnie znalazł batonik podchodzi do
automatu i wybiera upragnioną przekąskę za 1 euro, wrzuca 5 euro i czeka. I czeka.
Nic się nie dzieje i nic się nie zdarzy. Automat resztę zachowa dla siebie,
czyli świetny pomysł na biznes. To samo jest w toaletach. Stoisz przed maszynką
i czekasz, wszyscy zdążą już wejść i wyjść zanim się zorientujesz, że musisz
skorzystać za 25 zł.
Zaraz po zejściu z pokładu statku otacza
cię gromadka uśmiechniętych tureckich twarzy. Początki są subtelne, myślisz
sobie, że to taka delikatna zachęta do zakupu. Kilka kroków dalej ciśnienie
wzrasta bo wzrasta liczba tureckich promotorów. Przebić się trudno, najlepiej
nie patrzeć w oczy. Czy kupisz owoce, święte kamienie, złoty (!) naszyjnik,
równie złoty zegarek albo zdjęcie ciebie samego i jeszcze przez ciebie
zrobione. Po godzinnym spacerze zasycha ci w ustach więc szukasz sklepu.
Sklepów jest sporo, cen nie widać żadnych. Dlaczego? Bo cena zależy od
narodowości. I tak mi - Niemce proponowano 2 euro za wodę 0,3l., ale Polce już
1 euro. Pomyślałam, ze podam się za Ukrainkę i skutek był zachwycający – 50
eurocentów! Ale zawsze usłyszysz: po równo dla wszystkich Jeśli uda ci się
kiedykolwiek nic w Turcji nie kupić to cię osobiście po turecku ozłocę.
Ale czy zamieniłabym podróż z kwartetem
na podróż bez kwartetu? Nigdy…
P.S. I jeszcze jedno - z innej beczki,
więc nie na liście. Popularne ostatnio słowo "sklaryfikuję". Czy nie
można po prostu wyjaśnić? Albo "forward". O ile "zrobię
forward" nie nastręcza trudności, o tyle "przeforwarduję"
plącze niektórym język. Nie byłoby prościej przesłać? Klaryfikację ci przeforwarduję.
Bez tego mogłabym żyć.
Dzięki za przeczytanie!
Choć u mnie nie ma autobusów to u panów kierowców takie zachowanie także jest widoczne. Ostatnio jak każdy dobrze wie, było zimo, lód na chodnikach to norma, a ja widze, że właśnie autobus mi jedzie no to siup nogi w zapas. Biegłem ile sił w nogach, na lodzie pośliznąłem się z dwa razy, a pan kierowca ślepy nie jest i dobrze widział, ze nie wybiegłem sobie z plecakiem na poranny jogging. Dobiegam do autobusu i bum... co dalej było to trzeba było przeczytać na moim blogu na który serdecznie zapraszam http://owszystkimioniczym-alvaro.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńAlvaro, niestety, trzeba by się chyba urodzić w innym kraju wśród bardziej życzliwych motorniczych i kierowców autobusów... Póki co jesteśmy na straconej pozycji. A z zaproszenia chętnie skorzystam :)
OdpowiedzUsuńMiłego weekendu :)