piątek, 4 marca 2011

W podróż z ogonem



Czy wydawało Wam się kiedyś, że ktoś Was śledzi? Widzieliście jego cień kątem oka? Słyszeliście przecinające ciszę kroki? Czas na wizytę u specjalisty :). Ale do rzeczy, bo rzeczywiście o śledzeniu tu mowa. Pewien Anglik – David Bond, wyruszył w nietuzinkową podróż w nieznane. Celem tej podróży była ucieczka przed światem, zniknięcie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Przyczynkiem wyprawy była niepokojąca Davida wiadomość o zaginięciu jego danych osobowych. Zaciekawiło go ile świat o nim wie, czy rząd zagląda mu do garnków. Postanowił więc zniknąć i przekonać się czy można go znaleźć. Wynajął dwóch detektywów, którzy mieli go śledzić i zapisywać każdy jego krok.


Mimo, iż Wielka Brytania jest krajem najsilniej, po Chinach i Rosji, inwigilującym swoich obywateli, David miał przekonanie, że nie ma prostszej na świecie rzeczy niż zniknięcie. U z początku spokojnego Davida z czasem zaczęły pojawiać się lęki. Wiedział bowiem o poczynaniach detektywów i zachodził w głowę jak to możliwe, że wiedzą gdzie aktualnie przebywa. David popełnił wprawdzie parę błędów, odwiedził ojca, nagrał materiał video z Brukseli, ale to nie wystarczy by stworzyć obraz podróży człowieka. Detektywom wielokrotnie udawało się namierzyć Davida, przez GPS, internet, przepytywanie świadków, podszywanie się pod niego i zdobywanie informacji czy też przeglądanie jego śmieci. 


David przez ponad trzy tygodnie próbował uciec detektywom, poległ jednak gdy wybrał się z ciężarną żoną na umówioną wizytę do lekarza.  Okazało się, że informacji o Davidzie w świecie jest mnóstwo. Na przykład kamery na ulicach (David naliczył ich 200 w drodze z domu do pracy), historia zakupów w Amazon.com., lista prezentów, adresy znajomych, historia rozmów z konsultantem sieci komórkowej. Dowiedział się rzeczy, o których sam już nie pamiętał.  

Wielka Brytania jest krajem szczególnym, w którym wyjątkową wagę przykłada się do prewencji. Władze przekonane o słuszności podglądania, podsłuchiwani i monitorowania każdego obywatelskiego kroku nabrały pewności, że to konieczne by móc zareagować szybko w sytuacjach nienormalnych i niepokojących. Cóż to mogą być za sytuacje i w jaki sposób można zareagować pozostanie prawdopodobnie tajemnicą brytyjskich władz. Skutki takich przedsięwzięć mogą być dla mieszkańców negatywne, im bardziej uświadamiają sobie mnogość „środków ostrożności” tym bardziej obawiają się czyhających na nich niebezpieczeństw. 

Tymczasem dowodów skuteczności monitoringu brytyjskich ulic w walce z przestępczością nie ma.  W Wielkiej Brytanii wprowadzono nawet w niektórych szkołach czytniki dla dzieci. Każde dziecko przed rozpoczęciem lekcji przykłada do niego palec. Czemu to służy i jaką informację należałoby uznać za niepokojącą i odbiegającą od normy? Jak odróżnić sytuację zwyczajną od tej niepożądanej? Tego nie zdradzono.

Cóż więcej? Nawet jeśli przymkniemy oko na to co „oni” o nas wiedzą, nie da się przeoczyć pomyłek w bazie danych. Pewna kobieta, uczciwa obywatelka GB otrzymała dokument, zgodnie z którym była kilkakrotnie karana za kradzież. Przez ponad rok nie mogła przez to znaleźć pracy. W Wielkiej Brytanii aresztowano dziesiątki osób z powodu podobnych błędów. I u nas udałoby się znaleźć kilka takich pomyłek… 





Dzięki za przeczytanie!


4 komentarze:

  1. nawet bez podtekstu teorii spiskowej o powszechnej inwigilacji, to i tak jesteśmy teraz bardzo wystawieni na widelcu. Ot pracy, kontaktów międzyludzkich, rozrywkę i pieniądze wszystko powierzamy przeglądarce internetowej i temu nie wiadomo dokładnie jak biegnącemu drutowi, który ją łączy z całym światem. Blogi, Facebooki, to wszystko rozmywa naszą prywatność i pomału każdy staje się jak osoba publiczna. Wszystko zaczyna być o nim wiadomo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie, już na zawsze pod lupą. Kończy się wymiana numerami telefonów, wystarczy podać nazwisko. Plusem przy całej gamie minusów tej sytuacji przynajmniej jest to, że utrata komórki nie oznacza już utraty kontaktów. Jeden niepokój mniej :), tak na pociechę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miał przeciw sobie fachowców. Płacił kartą, kupował bilet, korzystał z telefonu itd dawał się namierzyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, dokładnie, masz rację, i my robimy to samo :(

      Usuń